Byłem młodym kurczakiem i rozpierała mnie energia. Znowu walczyliśmy o obronę naszego podwórka.
Należałem do elitarnej jednostki bojowej. Każda kura i każdy kurczak mieli na dziobach miniguny, z których strzelaliśmy specjalnym ziarnem.
Właśnie walczyliśmy z kaczkami, które kolejny raz próbowały przejąć władzę nad podwórkiem. Biegałem w tą i z powrotem, machałem skrzydłami ile miałem sił. W powietrzu latały pióra i kurz, wszędzie rozlegało się głośne gdakanie i kwakanie. Walka, rwetes i szał, taki byłem podekscytowany…
Czułem niesamowitą radość i rozpierała mnie duma, bo wygrywaliśmy.
Wtem szala zwycięstwa niebezpiecznie przechyliła się na stronę kaczek. Poczułem strach, nie chciałem przegrać, serce zaczęło mi szybciej bić.
Zaczęliśmy się wycofywać. W oczach moich towarzyszy widziałem powątpiewanie i chęć ucieczki. Myślałem, że już po nas i że już nigdy nie usiądę na swojej grzędzie w ciepłym kurniku.
Prawie się poddałem. Kaczki na chwilę przestały atakować, ale tylko po to by naprzeć na nas ze zdwojoną siłą…
Nagle zza rogu podwórka zaczęły dołączać do nas kolejne kury. Kaczki uciekały w popłochu. Wygraliśmy!!!
Na podwórzu znów zapanowała błoga cisza, a ja ze spokojem w swym kurzym serduszku szykowałem się do snu.